Podcast o Pieniądzach

#33 ETF na Bitcoina – czy kryptowaluty mają szansę powrócić do łask?

ETF na Bitcoina – czy kryptowaluty mają szansę powrócić do łask? – link do wysłuchania odcinka.

Rynki crypto poszły w górę pierwszy raz od maja 2022 roku. Wszystko to za sprawą coraz większej liczby doniesień, że amerykański SEC wreszcie zaakceptuje ETF na Bitcoina. Czy to oznacza, że znowu zacznie się gorączka wokół kryptowalut? I czy powinieneś zainteresować się crypto? 

Dzisiejszy odcinek zacznę od długiego dizklejmera i mojego stosunku do crypto, o ETfie na Bitcoina będzie dopiero w ostatniej części, ale myślę, że ten wstęp odpowiednio ustawi kontekst.  

Jako, że od dawna interesuje się technologią i finansami, kryptowaluty były dla mnie naturalnym tematem fascynacji od pierwszych dni, gdy, chyba w 2012 r. dowiedziałem się o czymś takim jak Bitcoin, pierwszej prawdziwie cyfrowej walucie. Z ekipą znajomych uważnie śledziliśmy temat crypto najpierw tylko obserwowaliśmy, ale potem dokonaliśmy zakupów w 2013 i 2014 Bitcoina, a później, na początku 2016 r. Etheru. 

Wtedy to był temat arcyciekawy – ze strony finansowej, filozoficznej i technologicznej. Zwłaszcza temat Ethereum, zdecentralizowanej platforma do tworzenia aplikacji, tzw. dapps, rozpalał wyobraźnię, bo mógł dać początek zupełnie nowej wersji internetu – tej, o której teraz mówi się Web3. 

Dzisiaj uważam się, za weterana tego rynku, przeszedłem przez ogromne wzrosty i gigantyczne spadki, natknąłem się na wiele scamów i prób wyłudzeń, zaliczyłem kilka spektakularnych katastrof, które dotknęły mnie bezpośrednio, jak choćby upadek tzw. stablecoina UST, czyli kryptowaluty, która miała odzwierciedlać kurs dolara.

Ten depeg, odklejenie się UST od dolara, rozpoczął zresztą serię klęsk i chyba dwóch najgorszych lat w historii branży crypto. Po upadku UST, w listopadzie 2022 roku, zawaliła się  największa amerykańska giełda kryptowalut FTX, za, którą stał Sam Bankman-Fried.  Obecnie trwa proces w jego sprawie i za sprzeniewierzenie środków klientów grozi mu dożywocie. Bo FTX upadło nie z przyczyn niezależnych, czy sytuacji rynkowej, a dlatego, że był to jeden wielki przekręt.

Upadek FTX jak w soczewce pokazał wszystkie bolączki tej branży. Ideały zdecentralizowanej, niezależnej waluty, czy stworzenia zdecentralizowanych, a nie zarządzanych przez korporacje aplikacji, zetknęły się z chęcią szybkiego wzbogacenia się, chciwością i serią gigantycznych oszustw.

Mnie udało się przejść przez kilka sztormów i znacznie powiększyć część moich inwestycji. Ale znam wiele osób, które straciły bardzo dużo, bo po prostu niestety nie miały wystarczającego szczęścia, wiedzy, cierpliwości i doświadczenia.

Crypto, ze względu na ogromne wzrosty jakie mu towarzyszyły, rzędu kilkunastu tysięcy procent oraz legendę roztoczoną wokół, stało się bardzo popularnym typem inwestycji wśród indywidualnych inwestorów i osób, które nie mają żadnej wiedzy na temat inwestowania.

***

A z crypto jest dokładnie na odwrót, bo jest to sposób inwestowania, który jest ekstremalnie mało przyjazny i wręcz niebezpieczny dla osób, które nie zajmują się technologią i finansami. A to nie wszystko, bo zmienność na tym rynku jest tak duża, że aby ją przetrwać  potrzebne są nerwy ze stali. Wymienię tylko kilka powodów, dla których uważam, że kryptowaluty w formie jakiej są obecnie, po prostu nie są dobrą inwestycją dla większości osób. 

Po pierwsze, ta ogromna zmienność, o której wspomniałem przed chwilą. W ciągu kilku dni Twoje inwestycje potrafią wznieść się na jakieś niebotyczne poziomy, nawet o kilkadziesiąt procent, kilkadziesiąt procent nie w ciągu roku – tylko w kilka dni. Jednak jeszcze bardziej bolesne potrafią być spadki. Jedna z moich inwestycji straciła ponad 90%, by potem nie tylko wybić się z tego dołka, ale także wzrosnąć jeszcze o kilkaset procent. 

Po drugie, brak regulacji, który od lat miał być ogromną zaletą kryptowalut, okazał się jego dużą wadą. Ilość przekrętów i scamów wokół tego rynku jest ogromna. Poza najbardziej znanymi jak Bitcoin czy Ether, jest jeszcze tysiące innych kryptowalut, za jednymi stoi solidna technologia i zespół deweloperów, inne to tylko przekręty służące do szybkiego wzbogacenia się ich twórców. Żeby więc nawigować w tym gąszczu ściemy, trzeba mieć naprawdę bardzo wyczulony radar, bardziej niż podstawową wiedzę, a najlepiej też doświadczenie. 

Po trzecie, skomplikowana technologia. W założeniu crypto powinno być zdecentralizowane. Żeby samodzielnie kupować crypto, powinno się mieć własny portfel programowy czy sprzętowy, wtedy otrzymuje się własny adres i można dokonywać transferów kryptowalut. Co jednak jeśli stracisz dostęp do takiego portfela? Bo choćby utracisz hasło i tzw. seed-phrase, serię kilkunastu słów, które umożliwiają jego przywrócenie? Tracisz dostęp do wszystkich swoich środków! Nie ma instytucji odwoławczej.

Więc po czwarte – zaufanie. W związku z tym, że obsługa prywatnego portfela i dbanie o jego bezpieczeństwo są wymagające, większość posiadaczy crypto korzysta z giełd i na nich przechowuje swoje kryptowaluty. Ale to wymaga zaufaniu trzeciej stronie. Tymczasem największa amerykańska giełda crypto, taka, którą w telewizji reklamowali celebryci, upadła i ludzie stracili na niej wszystkie swoje oszczędności. Może coś odzyskają, ale tylko niewielki procent i będzie to trwało latami, dopóki nie skończy się proces upadłościowy. A choćby największa na świecie giełda crypto – Binance, to też nie jest godna zaufania firma. Nawet nie wiadomo gdzie ma siedzibę, ale jest mocno powiązana z Chinami, zmaga się z problemami, np. z amerykańską Komisją Papierów Wartościowych i ma problemy z płynnością. A największy na świecie stablecoin, czyli kryptowaluta, której wartość jest stale powiązania z tradycyjną walutą, to USDT, który prawdopodobnie nie jest w pełni zabezpieczony w stosunku do dolara amerykańskiego. 

Po piąte – chciwość. Jest grupa twórców technologii i adwokatów tej branży, ale są oni niestety w mniejszości. W związku z tym, że z crypto łączy się możliwość zarobienia ogromnych pieniędzy, większość osób jest tu prostu dla spekulacji i żądzy pieniądza. Nawet jest taki słynny mem “I am here for technology”, bo pisało tak o sobie wielu crypto-influencerów. Jest śmieszny, bo po prostu większość osób jest w tej branży właśnie dla pieniędzy. I ta chciwość jest chyba główną przyczyną mnóstwa problemów z crypto, przede wszystkim rzeszy indywidualnych inwestorów, którzy chcąc zarobić, są w stanie przełknąć wszystko – zaufać szemranej firmie czy zdecydować się powierzyć oszczędności życia komuś, kto nie jest w żaden sposób ubezpieczony na wypadek bankructwa.

***

Jednak żeby nie pójść za daleko. To nie jest tak, że w tej technologii nie ma nic ciekawego, że na crypto nie da się zarobić i, że nie ma w niej sensownych firm. Są, to choćby giełdy takie jak notowany na amerykańskiej giełdzie Coinbase, Kraken, zdecentralizowana giełda Uniswap czy stablecoin USDC, który ma udokumentowane pełne zabezpieczenie w postaci dolara amerykańskiego. Podobnie jeśli chodzi o technologie, poza Bitcoinem jest choćby Ethereum, które jakiś czas temu przeszło na algorytm Proof-of-Stake, który nie wymaga takiej ilości mocy obliczeniowej, jak wykopywanie Bitcoina. 

Tyle, że to wszystko jest wiedza, którą trzeba posiąść, a po drodze można wpaść na szereg pułapek, bo ze względu na brak regulacji wokół tej branży, inwestor indywidualny jest zdany tylko na siebie i nie może liczyć na żadną pomoc z zewnątrz, taką jak choćby przysługujący klientom polskich banków Bankowy Fundusz Gwarancyjny, który gwarantuje bezpieczeństwo oszczędności do 100 tys. euro. 

Po prostu na obecnym etapie crypto jest moim zdaniem, mimo prób wielu firm, nadal rozwiązaniem dla specyficznej grupy osób – zajmujących się zarówno finansami jak i technologią oraz o specyficznej konstrukcji psychicznej. Dla wszystkich innych jest, to słowo chyba najbardziej pasuje, toksyczne. 

No dobrze i teraz wreszcie mogą przejść do tematu ETFa na Bitcoina.

***

Branża crypto od lat zabiegała o to, by taki ETF powstał, lecz amerykański SEC nie chciał się na to zgodzić. Ostatni wzrost ceny Bitcoina – a co za tym idzie wielu innych kryptowalut – to reakcja na serię potwierdzających się informacji i przecieków, że jest szansa, żeby taki ETF powstał w ciągu kilku najbliższych miesięcy.  Bo wniosek o utworzenie tzw. spot ETFa na Bitcoina złożył BlackRock, największy na świecie emitent ETFów. Ten jeszcze niedziałający ETF ma już nawet swój symbol, ticker: IBTC. 

Gwoli ścisłości, to na rynku jest już kilka ETFów związanych z crypto, ale dotyczą one kontraktów futures czy firm, które w jakiś sposób są z crypto związane w tym takich, które wyłącznie inwestują w Bitcoina, jednak nie ma żadnego ETFa, który reprezentowałby Bitcoina 1:1.

Dlaczego właśnie Bitcoin? Na rynkach crypto i finansowych mało kto traktuje już Bitcoina jako typową walutę, czyli środek rozliczeniowy, za który np. robi się zakupy w sklepie. M.in. ze względu na ciągłą zmianę kursu Bitcoina, byłoby to rozwiązanie skrajnie niepraktyczne. 

O Bitcoinie mówi się jednak bardziej w kontekście przechowywania wartości i pewnie w takim rozumieniu najbliżej mu do złota. Bitcoin jest niezależny od walut państw narodowych, zdecentralizowany, więc nie można go po prostu wyłączyć, umożliwia natychmiastowe transfery międzynarodowe bez udziału stron trzecich. Nawet bez skupiania się na tym czy to są wady czy zalety można stwierdzić jedno – jest czymś innym, alternatywnym, do obecnych na rynku produktów finansowych. I właśnie dlatego jest dla tych rynków potencjalnie interesujący, bo zapewnia choćby dywersyfikację portfolio.

ETF na Bitcoina, wprowadziłby więc tego Bitcoina na salony. To oczywiście taki żart i trochę przekora, bo Bitcoin traci w ten sposób tę rebeliancką otoczkę. Ale dzięki ETFowi Bitcoin mógłby stać się takim samym elementem rynku finansowego jak wszystkie inne – w jakimś stopniu regulowanym, obecnym na giełdach, wystandaryzowanym i łatwym do kupienia i sprzedaży dla różnorodnych uczestników rynku.

Na przykład w Stanach ogromnymi środkami dysponują fundusze emerytalne, których zadaniem jest inwestowanie w taki sposób, by pomnażać pieniądze klientów i je możliwie dywersyfikować. Już teraz w sieci pojawiają się analizy dotyczące tego, o ile wzrosłaby wartość Bitcoina, jeżeli fundusze inwestycyjne czy emerytalne zwiększyłyby na niego ekspozycję do np. 5% swoich portfolio. ETF na Bitcoina miałby też szansę na ucywilizowanie i przywrócenie do łask całej branży crypto i mógłby pomóc w oddzieleniu ziaren od plew. 

I widać jak te doniesienia rozpalają wyobraźnię inwestorów, kurs Bitcoina, który przez ostatnie kilkanaście miesięcy tkwił w miejscu lub spadał, w ciągu jednego-dwóch dni odbił do poziomu z maja 2022 r. i wzrósł o ponad 15%.

*** 

Czy w takim razie warto się teraz zainteresować crypto i kupić Bitcoina, by skorzystać z nadchodzącego potencjalnie rynku byka w branży kryptowalut? Nie wiem. Przewidywanie tego, co będzie się działo na rynkach jest bardzo trudne, bo zmiennych jest niesamowicie dużo. Rzeczywiście, sama wiadomość o ETFie może być pozytywna, ale jest mnóstwo innych niewiadomych. Jak amerykański SEC będzie regulował crypto? Bo przecież za dużo regulacji zabija innowacyjność. Czy Binance nie spotka podobny los co FTX? Albo czy Tether – wystawca USDT, udowodni, że ma zabezpieczenie w dolarze amerykańskim?

Na rynku crypto, mimo wzrostów na Bitcoinie, nadal panują jednak raczej morowe nastroje. Jeśli wierzysz, że crypto jeszcze odbije, to pewnie nie ma lepszego niż rynek niedźwiedzia, by w niego wejść. Ale nie zapomnij o tym wszystkim o czym opowiadałem w tym odcinku, bo naprawdę możesz się bardzo sparzyć.


Opublikowano

w

,

przez

Tagi:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

© Piotr Zalewski, 2023