Czy możemy nauczyć się czegoś od Amerykanów inwestujących na emeryturę? Czy polski i amerykański emeryt mają ze sobą coś wspólnego? Czy polski system emerytalny da się porównać do amerykańskiego? W dzisiejszym odcinku opowiem o trzech kluczowych elementach potrzebnych do wypracowania dobrej emerytury.
W podcaście często opowiadam o Stanach Zjednoczonych. Może to nie jest jakoś specjalnie dziwne, bo to największy rynek kapitałowy świata i największa światowa gospodarka. Ale Stany są też, paradoksalnie, podobne do Polski jeśli chodzi o system emerytalny, a konkretnie jeden jego aspekt. Chodzi mi o to, na ile pracownik może liczyć na państwo, a na ile samodzielnie powinien zainteresować się emeryturą.
Na pomysł tego odcinka, wpadłem oglądając Seinfelda. To jeden z moich ulubionych seriali, mimo, że staroć z lat 90, to ma status “kultowego”, polecam, jest na Netflixie w odnowionej cyfrowo wersji. Seinfeld był jednym z najpopularniejszych sitcomów nie tylko w Stanach, ale i w wielu innych krajach, a jego współtwórca i główny bohater Jerry Seinfeld dorobił się majątku wartego prawie miliard dolarów. Ale dzisiaj nie będzie o pieniądzach w show businessie, tylko o tym, co zrobić, żeby w podeszłym wieku, lub nawet w wieku 40-50 lat móc się zrelaksować i nie stresować tym, że nie starczy Ci do końca miesiąca.
W odcinku trzecim szóstego sezonu pojawia się Nana, babcia Jerryego. Nie będę streszczał całego odcinka, ale w wyniku serii zbiegów okoliczności, jak to w Seinfeldzie, dochodzi do sytuacji, w której Nana ma wpłacić 1500 dolarów na zbiórkę charytatywną. Wtedy wujek Jerryego, Leo, panikuje, mówiąc, i tu cytuję polskie napisy: “Nie może tego zrobić! Ona ma tylko emeryturę!”. Rozbawił mnie ten fragment, bo w Polsce założenie jest takie, że jak jesteś na emeryturze, to raczej na nic Cię nie stać. W Stanach jest jednak inaczej, tam emerytura kojarzy się raczej z komfortowym życiem, pełnym podróży. O co tu chodzi?
Okazuje się, że to, co w polskich napisach zostało nazwane “emeryturą”, w oryginale nosiło nazwę “fixed income” i tu rzeczywiście chodzi o emeryturę w takim znaczeniu, w jakim my w Polsce ją kojarzymy. Oto ten fragment:
Living on fixed income
O emeryturze zwykle mówi się w Stanach “retirement”, “I am retired”. Natomiast mianem “fixed income”, określa się w Stanach osoby, które żyją z ograniczonych, stałych dochodów, takich, które nie zmieniają się specjalnie z miesiąca na miesiąc. Ba, często nawet nie nadążają one za inflacją. Określenie to jest najczęściej używane w kontekście osób w podeszłym wieku, które nie otrzymują regularnych wypłat wypracowanych w ramach pracowniczych planów emerytalnych, a tylko polegają na stałych comiesięcznych wypłatach, najczęściej z jednego lub dwóch źródeł. “Living on fixed income” mówi się najczęściej w kontekście osób, które mają po prostu emeryturę bazującą na amerykańskim systemie ubezpieczeń społecznych, czyli Social Security, czy też takich, które otrzymują np. rentę. Czyli trochę tak jakby ktoś u nas dostawał wyłącznie emeryturę z ZUS, a więc właśnie to, co w Polsce nazywa się emeryturą.
Generalnie, osoby na “fixed income” są najczęściej w znacznie gorszej sytuacji finansowej, niż większość amerykańskich emerytów, których pieniądze były przez dziesiątki lat inwestowane. Ci na “fixed income” to na pewno nie są tacy stereotypowi amerykańscy emeryci w hawajskich koszulach, z wycieczkowców okrążających świat.
Amerykański system emerytalny
O amerykańskim systemie emerytalnym doradcy finansowi w Stanach mówili, że to stołek z trzema nogami. Pierwsza z nich to publiczny system ubezpieczeń społecznych, druga to program emerytalny oferowany przez pracodawcę, a trzecia to własne inwestycje lub oszczędności.
Opieranie się na samym systemie Social Security właściwie nie daje szans na przeżycie w amerykańskich warunkach. Wypłata wynosi obecnie ok. 1,4-1,7 tys. dolarów miesięcznie. Być może wydaje Ci się to sporo, w końcu to 6-7 tys. złotych, ale w Stanach koszty życia są znacznie wyższe i taka comiesięczna kwota w większości stanów ledwo pozwala na opłacenie rachunków, a jeśli wynajmuje się mieszkanie, to pieniędzy po prostu jest za mało.
Z Social Security otrzymuje się rocznie niewiele więcej niż amerykańska pensja minimalna, która obecnie opiewa na kwotę ok. 15 tys. dolarów rocznie. Dla porównania średnia amerykańska pensja to ok. 60 tys. dolarów rocznie. Co więcej z systemem Social Security jest coraz więcej problemów i obecnie mówi się o tym, że w okolicach roku 2033 pieniądze mogą się w nim skończyć. Brzmi znajomo?
Druga noga tego systemu to wszelkiego rodzaju programy emerytalne obsługiwane przez pracodawcę. Wcześniej były to przede wszystkim tzw. pension plans, a obecnie jest to emerytalny plan oszczędnościowy 401k. Cechuje go szereg przywilejów podatkowych, np. pracodawca może na niego wpłacać pieniądze przed opodatkowaniem lub też, w innej wersji pieniądze są wpłacane po opodatkowaniu, ale w momencie wypłaty nie są pobierane podatki. Pieniądze można z 401k wypłacać po osiągnięciu wieku 59 i pół lat, wszelkie wcześniejsze wypłaty wiążą się z komplikacjami, między innymi dodatkowym 10% podatkiem. W 401k pracownik sam może określić ile z jego pensji jest przeznaczane na inwestycje, do określonego limitu, dokładać się też może pracodawca. Fundusze zgromadzone w ramach 401k są inwestowane na rynkach kapitałowych, przede wszystkim w akcje i obligacje. Czy czegoś Wam to nie przypomina?
No i powinna być trzecia nóżka, czyli samodzielne inwestycje, stanowiące 20% pensji – zgodnie z zasadą 50/30/20, o której opowiadałem w pierwszym odcinku. I oczywiście, tak jak wszędzie na świecie, tak i w Stanach z tą trzecią nóżką, czyli samodzielnym odkładaniem i inwestowaniem, jest najgorzej. Bo ludziom bez narzuconego z zewnątrz systemu trudno się odkłada samodzielnie. Jednak w Stanach i tak wygląda to o niebo lepiej niż w Polsce, o czym opowiem za chwilę. Bo też właśnie ta trzecia nóżka ma duży wpływ na to, na ile godziwą emeryturę uda się wypracować. W końcu stołek o dwóch nogach nie wydaje się specjalnie stabilny.
***
Amerykanie, można powiedzieć, kochają inwestować. Ponad 60% z nich w takiej czy innej formie posiada akcje, najczęściej poprzez fundusze inwestycyjne tzw. mutual funds czy emerytalny plan oszczędnościowy 401k. Co więcej, ponad 15% Amerykanów kupuje akcje bezpośrednio, np. poprzez internetowe domy maklerskie. I zwłaszcza ta druga liczba jest istotna, bo to są osoby, które na pewno samodzielnie inwestują.
Stany są inne od Europy i dużo mniej polega się tam na różnego rodzaju systemach publicznych, a dużo bardziej na rozwiązaniach prywatnych oraz indywidualnym dbaniu o swoją przyszłość. Ja wcale nie uważam, że to jest lepszy system, ale tak po prostu tam jest.
W związku z tym, że w Stanach nie ma się szans wypracować sensownej emerytury z samego Social Security, większość Amerykanów uczestniczy dobrowolnie w planach emerytalnych obsługiwanych przez prywatny sektor, czyli przede wszystkim w programie 401k, w którym uczestniczy ponad 60% amerykańskich rodzin.
Ostatnio byłem w Genui i przechodząc koło portu widziałem dziesiątki amerykańskich seniorów, którzy schodzili z pokładu ogromnego wycieczkowca. To ewidentnie nie mój styl podróżowania, ale tak czy inaczej jestem pewien, że należeli oni do tych 60% Amerykanów, którzy na emeryturę odkładali w ramach 401k, a nie polegali na Social Security.
Polski system emerytalny
Czy coś Wam to wszystko przypomina? No właśnie.
O systemie emerytalnym w Polsce opowiadałem już w kilku odcinkach, najwięcej w odcinku 11. Analogie nasuwają się jednak tutaj same.
Odpowiednikiem amerykańskiego Social Security jest polski Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Według prognoz, stopa zastąpienia w ZUS, czyli stosunek średniej pensji do emerytury, wyniesie w 2050 roku, za niespełna 30 lat, ok. niecałe 30%. Czyli, jeżeli dzisiaj zarabiasz na rękę 7 tys. zł, to Twoja emerytura z ZUS powinna wynieść równowartość dzisiejszych 2100 zł! A jeśli przejdziesz na emeryturę za 35 czy więcej, to ta stopa zastąpienia będzie jeszcze niższa.
Co nie znaczy, że ZUS jest bez sensu i nie ma co na ZUS łożyć. Emerytura z ZUS, nawet jeśli będzie niska, ma dwie ogromne zalety. Po pierwsze jest wypłacana aż do śmierci, niezależnie od tego, ile uda Ci się na nią odłożyć. Po drugie, jest rewaloryzowana, czyli masz gwarancję, że ta kwota, którą otrzymujesz będzie zawsze miała tę samą wartość, niezależnie od poziomu inflacji. Emerytura z ZUS to taka pierwsza noga od stołka, dobrze, że jest.
Z kolei odpowiednikiem amerykańskiego programu 401k są polskie Pracownicze Plany Kapitałowe, które zresztą na 401k były wzorowane. Już w wielu odcinkach zachęcałem do pozostania w PPK. Największą zaletą PPK jest to, że jest to program narzucony z góry i nawet jeśli się ktoś z niego wypisze, to po 4 latach wróci. Poza tym extra pieniądze w PPK dokłada pracodawca i państwo, głupotą jest z tego programu nie skorzystać.
Jednak PPK ma duży minus, o którym już wspominałem w kilku odcinkach, a który bardzo sensownie opisał w wątku na X Michał Szafrański, jeden z pionierów polskiej edukacji finansowej, link do tego wątku zamieszczam w opisie. W skrócie – pieniądze, które odkładasz w PPK mogłyby być znacznie lepiej inwestowane. Opłaty za zarządzanie w ramach PPK są wysokie i przekraczają akceptowalne poziomy, a to właśnie te opłaty mają wpływ na długoterminowe powodzenie inwestycji. PPK ma też “skrzywienie” w inwestowanie na polskiej giełdzie czy ręcznie zarządzane TFI.
Dlatego PPK to taka druga noga od stołka. Bardzo dobrze, że jest, ale to po prostu za mało, aby ten przysłowiowy stołek stał stabilnie, zwłaszcza przy tych wadach jakie PPK ma obecnie.
A więc pozostaje ten trzeci element – samodzielne inwestowanie. I, podobnie jak w Stanach, to samodzielne inwestowanie przez kilkanaście, kilkadziesiąt lat może mieć największy wpływ na to, jak duży kapitał wypracujesz w przyszłości. I na ile swobody będziesz mógł sobie pozwolić podczas emerytury. A to nie wszystko, samodzielne odkładanie, może nawet pozwolić przejść na wcześniejszą emeryturę, nie w wieku 65, a np. 60 czy 55 lat.
W Polsce, do samodzielnego inwestowania zachęca jeszcze jedna rzecz. To dobrowolne programy emerytalne, takie jak IKE i IKZE, a ostatnio także OIPE czyli emerytura europejska.
Wszystkie umożliwiają inwestowanie na specjalnych, preferencyjnych zasadach. IKE I OIPE pozwalają uniknąć płacenia 19% podatku od zysków kapitałowych, z kolei IKZE pozwala odliczyć od podatku dochodowego pieniądze odkładane na emeryturę.
Każdy z tych programów ma swoje roczne limity, w przypadku IKE I OIPE jest to trzykrotność średniego wynagrodzenia, czyli w tym roku 20,8 tys. zł, a w przypadku IKZE limit jest zależny od tego czy pracujesz dla kogoś czy jesteś samozatrudniony i standardowo wynosi w tym roku 8,3 tys.
Oznacza to, że tym roku mogłabyś zainwestować na emeryturę prawie 50 tys. złotych. A więc miesięcznie możesz inwestować na preferencyjnych warunkach nieco ponad 4 tys. zł. Jednak, na szczęście, nie potrzeba co miesiąc inwestować aż tyle, żeby długoterminowo wypracować sensowny wynik. Na przykład 500 zł inwestowane co miesiąc przez 30 lat w pasywny portfel 80% akcji, 20% obligacji powinno, bazując na historycznych danych, dać wynik 6,04% rocznie. Po 30 latach odkładania zaledwie 500 zł miesięcznie miałabyś więc odłożone nominalnie 490 tys. zł, a po 40 latach aż 963 tys. zł. I takie kwoty mogą mieć jednak znaczny wpływ na jakość Twojego życia na emeryturze.
Ilu Polaków inwestuje?
A więc, żeby emerytura pozwalała na swobodne życie, najlepiej jest poza ZUSem inwestować w ramach PPK oraz indywidualnie. To optymalne rozwiązanie, więc powinno się na nie zdecydować jak najwięcej osób. Niestety tak nie jest.
Osób samodzielnie inwestujących jest naprawdę mało. Według danych KNF z emerytalnych kont IKE korzysta obecnie 811 tys. osób, czyli zaledwie 3,6% osób w wieku produkcyjnym, z IKZE jeszcze mniej, bo zaledwie 483 tys., a OIPE to w ogóle oddzielny temat, jest nowością na rynku i jak na razie w Polsce oferuje go jedynie robodoradca Finax, który pochwalił się, że OIPE założyło już ponad… 600 osób. Jeśli by patrzeć na ogół społeczeństwa, to IKE ma ma zaledwie 2,1% osób.
Te programy to najlepsze rozwiązanie dla osób inwestujących i odkładających na emeryturę, ale być może jest jakaś duża grupa tych, którzy inwestują, ale niekoniecznie z myślą o emeryturze. Niespecjalnie, konta w domach maklerskich, według szacunków bloga Inwestomat.pl, ma ok. 750 tys. osób, to zaledwie 3,4% osób w wieku produkcyjnym, zresztą część z nich to mogą być Ci te same osoby, które używają IKE bądź IKZE. Pozostają jeszcze Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych. To drogi i w wielu wypadkach bardzo wątpliwy produkt finansowy, o którym opowiadałem w odcinku 27. Jest on jednak obecny na polskim rynku już od prawie 30 lat, dlatego zdążył on zgromadzić dość pokaźną grupę osób. Z badań ankietowych wynika, że w fundusze inwestuje ok 6% Polaków, czyli nieco ponad 2 mln osób. Dla przypomnienia w Stanach inwestuje samodzielnie ponad 15% Amerykanów.
A PPK? Tutaj jest lepiej, bo jest to program narzucony niejako z góry, nawet gdy ktoś się z niego wypisze, to po 4 latach zostanie ponownie zapisany. I właśnie taki autozapis nastąpił w kwietniu tego roku, gdy do PPK automatycznie powróciło 718 tys. osób. Obecnie z PPK korzysta 45% uprawnionych. To całkiem niezły wynik, bo wcześniejsze dane z PPK były bardzo kiepskie.
***
Stany Zjednoczone to oczywiście rynek dość specyficzny, bo historia inwestowania sięga tam ponad 200 lat, a ze względu na skrajnie kapitalistyczne społeczeństwo i brak takich ochron socjalnych jak w Europie, Amerykanie muszą dużo bardziej aktywnie i indywidualnie troszczyć się o swój los.
Jednak mimo, że jesteśmy krajem w sercu Europy, to system emerytalny mamy skrojony na wzór amerykański. A to oznacza, że musimy o własną emeryturę, niestety, zadbać samodzielnie. Na szczęście są proste sposoby na to, jak inwestować na emeryturę miesięcznie małe kwoty, o czym opowiem w jednym z kolejnych odcinków. Do usłyszenia!
Dodaj komentarz