Podcast o Pieniądzach

#45: Jak zabrać się za wychodzenie z długów?

Co musi się wydarzyć, żeby zacząć wychodzić z długów? Jakie są sprawdzone metody na poradzenie sobie z zadłużeniem? Jak inflacja stylu życia może doprowadzić do długów? Gdzie szukać pomocy? I czy można sobie w ogóle z tym problemem poradzić samemu?

Jak zabrać się za wychodzenie z długów? – link do wysłuchania odcinka

Dzisiejszy odcinek to taki trochę powrót do początków podcastu. Ostatnio rozmawiałem ze znajomą, opowiadając o tym, że mam coraz więcej słuchaczy i że zachęcam do dołączenia, a ona na to, że “na razie nie chce słuchać o finansach, bo to ją tylko stresuje”. No i od słowa do słowa doszliśmy do tego, że ma ileś tam rat do spłacenia i ledwo jej starcza kasy do końca miesiąca. Dzisiaj będzie więc trochę o długach, stresie związanym z zadłużeniem i o kilku pomysłach na to, jak się do spłacania długów zabrać.

W kilku odcinkach opowiadałem o tym, że żeby zacząć inwestowanie, trzeba najpierw pokonać długi. O ile można mieć kredyt hipoteczny, a mimo to odkładać na emeryturę czy inwestować, to już mając inne zobowiązania, jak choćby kredyty konsumenckie, czy niespłacone karty kredytowe, najpierw należy się rozprawić z nimi i zbudować przynajmniej niewielkie oszczędności, by w ogóle zacząć myśleć o inwestowaniu.

Długi to bardzo trudny temat, w którym tak samo jak aspekt finansowy, jest istotny aspekt psychologiczny. Bo zabranie się za nie wymaga zakasania rękawów i podjęcie wielu trudnych decyzji. Im bardziej jest się zadłużonym, tym o te decyzje trudniej, a to sprawia, że wir zadłużenia wciąga jeszcze bardziej.

Popadnięcie w długi wcale nie oznacza, że musisz mało zarabiać. Kilka dobrze zarabaiających osób, które znam, miało spore problemy finansowe. Mimo tego, że zarabiały one całkiem nieźle, to i tak wydawały więcej niż otrzymywały, bo w największym uproszczeniu zadłużenie właśnie do tego się sprowadza. Nie wiem czy słyszeliście takie określenie jak “inflacja stylu życia”. Hasło “inflacja” padało tutaj już wiele razy i jest to jedna z najgroźniejszych chorób każdej gospodarki. Podobnie jest z inflacją stylu życia – w największym skrócie oznacza ona, że wraz z tym jak zarabiasz więcej, to i więcej wydajesz i te wydatki – podobnie jak w przypadku inflacji w gospodarce – mogą bardzo szybko wymknąć się spod kontroli.

Około roku 2013 r. dostałem podwyżkę i jak na tamte czasy otrzymywałem naprawde bardzo dobrą pensję, bo przekroczyłem magiczną granicę 10 tysięcy złotych. Pamiętam, że wtedy zachłysnąłem się tą forsą i miałem wrażenie, że stać mnie właściwie na wszystko. Drogie gadżety elektroniczne, większe mieszkanie, proszę bardzo! To był taki stan, który bym określił jako “euforia konsumpcyjna”. I mam wrażenie, że taka euforia dotyka wiele osób na którymś etapie kariery zawodowe, czy przy większym dopływie gotówki, np. w wyniku spadku. I bardzo łatwo jest wtedy przejść od w miarę oszczędnego trybu życia do kupowania rzeczy niepotrzebnych, czy takich, na które uwzględniając cały stan posiadania kogoś po prostu nie stać. Od “ja tego potrzebuje” przez “zasłużyłem na to, bo ciężko pracuję” jest niedaleko do takiego dziwnego, gorzkiego poczucia stresu, że co prawda są te przedmioty wokół, ale żeby za to wszystko płacić musisz jeszcze więcej pracować.

A najgorsze jest to, że będąc w takiej spirali kupowania i płacenia rat – z karty kredytowej, za zakup samochodu czy mieszkania, bardzo szybko dochodzi się do stanu, w którym nie ma się poduszki bezpieczeństwa i żadnych oszczędności. Wtedy wystarczy, że coś się wydarzy, straci się pracę czy będzie potrzebny jakiś nagły, duży wydatek, by wszystko zupełnie wymknęło się spod kontroli.

To trochę jak w Stanach, gdzie już ponad 60% Amerykanów żyje od pierwszego do pierwszego, a ponad 50% posiadaczy kart kredytowych nie spłaca ich w pełni i płaci za zadłużenie na karcie kredytowej, które wynosi nawet kosmiczne 25% w skali roku. A z danych, które znalazłem dla Polski, wynika, że prawie połowa Polaków nie ma żadnych oszczędności. W takiej sytuacji wystarczy, że powinie Ci się noga, wydarzy się jakaś nieprzewidziana rzecz, np. będziesz na kilka miesięcy niezdolny do pracy, by wszystko posypało się jak domek z kart.


Kłopoty finansowe potrafią nawet najbardziej opanowaną osobę wpędzić w stres i nerwowość, a w skrajnych sytuacjach doprowadzić do poważnych problemów zdrowotnych czy depresji. Choć sam unikam długów i właściwie prawie nigdy ich nie miałem, to mój już były bliski znajomy Mateusz przez długi popadł w ogromne kłopoty.

Zaczęło się to u niego od nadmiernego konsumpcjonizmu, kupowania różnego rodzaju rzeczy, które miały podnieść jego status. W tamtym czasie prowadził małą firmę zajmującą się pozycjonowaniem stron, która całkiem nieźle prosperowała. Jednak właściwie nie było limitów tego, ile co miesiąc sobie wypłacał. W związku z tym, że prowadził firmę i miał dzięki temu zdolność kredytową, kupił dom na kredyt, a także założył kilka kart kredytowych. Bardzo dużo wydawał na ubrania i samochód, żeby mieć dobrą “prezencję”, bo tę uważał za istotną w pracy. Bardzo chciał też podnieść jakość swojego życia, bo dzieciństwo spędził w trudnych warunkach. W związku tym niewspółmiernie dużo wydał choćby na wyposażenie wnętrz, dość powiedzieć, że miał tam jacuzzi i gigantyczną lodówkę otwieraną na dwie strony. Niestety potem firma zaczęła gorzej prosperować i zaczęło brakować pieniędzy na spłatę kredytu hipotecznego i zadłużenia z kart kredytowych. Więc zaczął się ratować najpierw pożyczkami bankowymi, a potem, niestety, pożyczkami od rodziny, przyjaciół i bliższych i dalszych znajomych.

Skończyło się na tym, że zaczęło go ścigać kilku komorników, stracił też wielu znajomych, w tym mnie. Ale co najsmutniejsze w tej historii, przez ten ogromny stres i brak snu, nie tylko rozpadła mu się rodzina i stracił dom, ale też nabawił się zaczątków choroby psychicznej.

I jak niedorzecznie by to nie brzmiało, to jest to niestety prawdziwa historia, a przytaczam ją tu, bo choć jest ona ekstremalna, to pokazuje, do jakich skrajnych sytuacji mogą doprowadzić długi.

A sporo stresu może dostarczyć nawet jeden czy dwa kredyty konsumpcyjne. Wystarczy, że wzięłaś kredyt na mieszkanie i nie masz poduszki finansowej, by to jedno czy dwa zobowiązania plus jakieś nieprzewidziane wydatki sprawiły, że będziesz co miesiąc pod kreską i Twoja jakość życia psychicznego diametralnie się zmieni. Oczywiście na gorsze.

Mój bliski znajomy, który całe życie był bardzo zrelaksowany i optymistycznie podchodzi do życia, a ma też świetną pracę w branży IT oraz wspaniałą rodzinę, ostatnio popadł w małe kłopoty finansowe. I chyba nigdy nie widziałem go tak zestresowanego jak ostatnio.

Dlatego za długi trzeba się jak najszybciej zabrać i nie ma co odkładać tego na później. “Najlepszy czas na spłatę długów był wczoraj, drugi najlepszy czas jest dziś”, nie wiem kto to powiedział, ale totalnie się z tym zgadzam.


Pierwsze najważniejsze i najbardziej podstawowe jest to, do czego, wiem, że wielu z Was trudno się zabrać, czyli dokładnie policzenie wszystkiego. A konkretnie określenie dwóch rzeczy – skrupulatne przeliczenie zarówno tego ile przychodów masz Ty, czy Twoje gospodarstwo domowe oraz policzenie tego, ile masz zobowiązań.

Monitorowanie wydatków, oznacza, niestety, mozolne wpisywanie do arkusza wszystkich wydatków jakie się ponosi. Od czynszu czy raty za mieszkanie, po każdy nawet najmniejszy zakup.

To niby prosta sprawa, ale to najważniejsze, co możesz zrobić, żeby w ogóle zapanować nad tym, co dzieje się z Twoimi pieniędzmi.

Takie coś trudno jest zrobić w jeden dzień. Proponuję przygotować w tym celu dwa arkusze kalkulacyjne, ale mogą to być nawet zwykłe dokumenty w Wordzie czy kartki papieru. W pierwszym wpisałbym wszystko, co wiem, że wydajesz co miesiąc, czyli to ile wydajesz na stałe wydatki, spłatę karty kredytowej czy kredytu konsumpcyjnego, żeby mniej więcej od razu wiedzieć ile i na co wydajesz. W drugim arkuszu proponuję skrupulatnie wpisywanie każdego nawet najmniejszego zakupu, jak guma do żucia. Taki arkusz z monitorowaniem miesięcznego budżetu wymaga czasu, jednak po 2-3 miesiącach będziesz dokładnie wiedzieć jaka jest Twoja sytuacja i gdzie jest miejsce na ograniczenie wydatków.

Następny krok, to określenie na przykład kolorami, które wydatki są Twoim zdaniem niezbędne, a z których w pierwszej kolejności mógłbyś zrezygnować. Przy każdym wydatku możesz zaznaczyć kolorem, zielonym: wydatek niezbędny, żółtym: wydatek, który jest potrzebny, ale można go zamienić na tańszy, czerwonym: absolutnie niepotrzebny wydatek, z którego trzeba jak najszybciej zrezygnować.

Korzystając z tych prostych sposobów, będziesz w ogóle w stanie zobaczyć i określić na ile jesteś zadłużona każdego miesiąca, a zredukowanie tych zaznaczonych na czerwono i żółto wydatków, pozwoli Ci od razu zredukować stres.

Jednak najważniejsze w tym wszystkim jest co innego – żeby się za to w ogóle zabrać! Samo rozpoczęcie działania i próby zrobienia czegoś z długami, jest tak ważne właśnie dlatego, że jest tak trudne. Więc jeśli masz długi i słuchasz tego odcinka, to zachęcam, by za walkę z długami zabrać się dosłownie teraz!


A żeby praktycznie za to się zabrać, warto skorzystać z najprostszych metod, które działają w wyrabianiu nowych nawyków. A więc napisz na lodówce czy w innym miejscu w domu przypominajkę. Wpisz w kalendarz codzienny czas na opracowywanie budżetu domowego, to może być nawet 15 minut, ale żeby to było codziennie.

Żebyś wiedział jakie raty masz do spłaty, musisz też dokładnie zapoznać się z umowami kredytowymi. W każdej z nich będą inne warunki dotyczące oprocentowania czy warunków wcześniejszej spłaty, a także dane na temat wysokości karnych odsetek od nieterminowych wpłat. Musisz też przejrzeć kont bankowe i dokładnie rozpisać ile rat z każdego kredytu zostało Ci do spłaty. Zdaję sobie sprawę, że to dużo do zrobienia. To jest taki drugi krok, po pierwszym, czyli po opracowaniu budżetu. Tu także proponuję wpisać sobie stały, codzienny slot do kalendarza i się go trzymać.

Są dwa podstawowe podejścia do spłaty długów.

Pierwsze z nich to tak zwana metoda kuli śnieżnej. W tej metodzie skupiasz się na tych długach, których raty są nominalnie najmniejsze, niezależnie od tego jakie mają oprocentowanie. Spłacasz więc te raty i zadłużenie, które są najniższe, np. kwotę minimalną raty kredytowej i najniższą ratę kredytu konsumpcyjnego. W ten sposób doprowadzasz najpierw do spłaty najmniejszych długów. A to, co udało Ci się spłacić sprawia, że w kolejnych miesiącach masz większą kwotę na spłatę kolejnych długów.

Jeżeli masz więc do spłacenia kilku kredytów, to skupiasz się na tych, których raty są najniższe nominalnie i pozostało ich tylko kilka do spłaty. Wszelkie pozostałe raty regulujesz do wysokości kwoty, jaką możesz przeznaczyć na spłatę.

To taka metoda, która może się wydawać irracjonalna z perspektywy matematycznej, bo przecież najsensowniej byłoby spłacać kredyty o najwyższym oprocentowaniu. Ma ona jednak ogromne znaczenie psychologiczne, bo spłata choćby jednego długu, daje poczucie satysfakcji i siłę, by spłacać kolejne zobowiązania.

To trochę tak, jak z wcześniejszą spłatę kredytu hipotecznego. Jeżeli kredyt jest oprocentowany na kilka procent w skali roku, np. 5%, a Ty z inwestycji możesz wyciągnać np. 8%, to teoretycznie bardziej sensowne byłoby inwestowanie i regularne spłacanie kredytu zgodnie z harmonogramem spłat. Jednak w praktyce nadpłata czy pełna spłata kredytu daje poczucie lekkości i braku zobowiązań finansowych, które jest trudne do przecenienia.

Druga metoda to tzw. metoda lawiny długów. Skupiasz się na spłacie tych rat, których oprocentowanie jest najwyższe, aż do osiągnięcia limitu kwoty, którą możesz przeznaczyć na spłatę długów. Dzięki tej metodzie spłacasz te raty kredytów, które są najdroższe, a w następnej kolejności płacisz tylko minimalną kwotę za kredyty niżej oprocentowane – np. minimalną opłatę za drugą czy kolejną kartę kredytową.

W przypadku innych typów kredytów konsumpcyjnych niż karta kredytowa, np. kredytów gotówkowych, powinieneś skontaktować się z bankiem i przedstawić swoją sytuację oraz wnioskować o możliwość odroczenia spłaty kredytu na kilka miesięcy, bądź też zmianę warunków kredytu i obniżenie oprocentowania. Masz wtedy czas, by spłacać ten kredyt, który oprocentowany jest najwyżej. Z doświadczenia osób, które miały kłopoty z zadłużeniem wiem, że z perspektywy banków dużo lepiej jest postrzegana uczciwość, otwartość i chęć komunikacji niż ucieczka i chowanie głowy w piasek. Dlatego niezbędnym elementem potrzebnym do spłaty zadłużenia, jest kontakt z każdym z każdym z wierzycieli, w przypadku którego masz problem ze spłatą, przedstawienie swojej sytuacji i próba negocjacji warunków kredytu.

A więc metoda kuli śnieżnej polega na skupieniu są na nominalnie najniśzych ratach i takich, których jest najmniej do spłaty, a korzystając z metody lawiny, skupiasz się na kredycie, bądź kredytach o najwyższym oprocentowaniu.

Innym pomysłem na poradzenie sobie z zadłużeniem jest tzw. kredyt konsolidacyjny. To połączenie kilku kredytów konsumpcyjnych w jeden. Taki jeden kredyt może być rozłożony na dłuższy okres, czasem nawet na 144 miesiące, czyli aż 12 lat. Zdarza się też, że bank zaoferuje Ci niższe oprocentowanie niż to, które wynikałoby z płacenia kilku oddzielnych kredytów konsumpcyjnych. Dzięki tym dwóm zabiegom, kredyt konsolidacyjny pozwala na zmniejszenie wysokości miesięcznych zobowiązań i tym samym ułatwia spłatę kredytu, bo jedna rata kredytu zaczyna się mieścić w Twoim budżecie.


Podsumowując, żeby zabrać się za spłatę długów, potrzebujesz zrobić kilka rzeczy.

Po pierwsze musisz określić budżet domowy i ograniczyć wydatki, a jeśli to możliwe zwiększyć przychody.

Po drugie skontaktować się bankami i instytucjami finansowymi i odbyć z nimi szczerą rozmowę, negocjować wstrzymanie spłat rat na kilka miesięcy i porozmawiać o obniżeniu oprocentowania.

Po trzecie powinieneś ustalić swoją strategię spłaty długów i wybrać jedną z metod takich jak strategia kuli śnieżnej, strategia lawiny czy zdecydować się na kredyt konsolidacyjny.

I tego typu porady są oczywiście istotne. Ja jednak uważam, i tak też mówiłem na początku, że niezmiernie istotny jest w tym wszystkim aspekt psychologiczny.

A więc kluczowe jest to, żebyś w ogóle zabrał się do działania. A więc apeluję, jak w haśle reklamowym Nike: just do it!

Jednak jednocześnie zdaję sobie oczywiście sprawę, że im sytuacja jest trudniejsza, tym o takie działanie trudniej. W tej sytuacji polecam szukać pomocy z zewnątrz.

Szczera rozmowa z partnerem czy kimś z rodziny, to pierwszy krok żeby zmierzyć się z problemem. Znalezienie osoby z rodziny czy przyjaciela, z którym możesz pozwolić sobie na pełną jawność finansową i podzielenie się np. swoim budżetem i wielkością zadłużenia. Taka osoba może mieć rolę motywującą i sprawdzającą, czyli może np. robić Ci comiesięczny przegląd finansów. To trochę tak jak z rozpoczęciem każdej innej inicjatyw – łatwiej jest zacząć chodzić na siłownię z kimś, niż samemu, łatwiej rzucić palenie, gdy znajoma osoba też rzuca i nawzajem się w tym wspieracie.

To co jest pewnie najtrudniejsze, to też poszukanie głębiej, próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego właściwie wydawałeś tak dużo na konsumpcję i z czego to zadłużenie wynika. Aha, no i absolutnie unikaj pożyczania pieniędzy od rodziny i znajomych, by poradzić sobie z tą sytuacji. Z historii kilku osób, w tym siebie jako pożyczkodawcy, wiem, że najczęściej oznacza to tylko i wyłącznie większe kłopoty.

Decydując się na pokonanie długów, musisz zmierzyć się z sobą i na przykład przełamać wstyd, może się to wiązać np. z tym, że budowałaś zupełnie inny obraz siebie, niż pokazuje to stan Twoich finansów. A to nigdy nie jest łatwe. I oczywiście najbardziej radziłbym w tej sytuacji kontakt ze specjalistą – dobrym coachem czy psychologiem, bo poradzenie sobie z długami samodzielnie czy z pomocą bliskiej Ci osoby może okazać się niemożliwe.

Jest kilka fundacji, które pomagają wyjść z długów, oferując bezpłatnąe porady finansowe, pomoc prawną i psychologiczną. Nie będę tutaj polecał konkretnych organizacji, bo nigdy nie korzystałem z ich usług. To na co jednak zwracam uwagę, to żeby unikać firm, które pod przykrywką pomocy wyjścia z długów, oferują kolejne pożyczki czy chwilówki, przecież podstawową zasadą wychodzenia z zadłużenia, jest wyjście ze spirali długów, a nie dalsze zadłużanie się.


Zdaję sobię sprawę, że w tym odcinku dotknąłem tylko wierzchołka góry lodowej jakim jest zadłużenie. Jednak najważniejsze do czego się to wszystko sprowadza, to, żeby zacząć działać jak najszybciej, póki nie jest za późno, żeby się nie wstydzić i szukać pomocy z zewnątrz. Bo historia Mateusza uświadomiła mi, do jak katastrofalnej sytuacji mogą doprowadzić długi. Do usłyszenia!

A imię bohatera tej historii o zadłużeniu zamieniłem, ze względu na zachowanie prywatności.


Opublikowano

w

przez

Tagi:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

© Piotr Zalewski, 2023